piątek, 21 sierpnia 2015

Od Nikity

"No dobrze Nikita, wszystko jest w porządku... Nie ma opresji z której byś nie wyszedł..." Głód dawał mi si we znaki. Ostatni posiłek jadłem 4 dni temu i wszystko wskazywało na to, że miał to być mój ostatni. Przechodziłem przez wąski wąwóz. Otaczały mnie skały i ziemia, gdzieniegdzie jakieś kępy trawy, ale co najgorsze ani jednego zwierzęcia poza mrówkami i kaczkami szybującymi wysoko na niebie. Nie wiedziałem co może mnie czekać na końcu wąwozu i czy w ogóle gdzieś prowadzi... Droga była pełna zakrętów i wspinaczek na wyżej położone punkty, ale nigdy nie byłem wystarczająco wysoko, by dostrzec drzewa, albo chociaż góry. Tylko skały i ziemia. Wskoczyłem zwinnie na skałę, choć nie aż tak jak puma czy ryś, i rozejrzałem się w poszukiwaniu podwyższenia. Znalazłem. Dostanie się nań nie było łatwe. Wskoczyłem po kolei na trzy skały, chwyciłem pyskiem jakieś grube pnącze, łapą zahaczyłem o dziurę w ścianie i próbowałem się wspiąć. Parę razy niemal spadłem, ale udało mi się. Stąd widziałem wylot wąwozu. Czekała mnie droga po średnio stromym zboczu. Nie dowiedziałem się niestety co znajduje się na końcu, ale liczyło się, że mogłem gdzieś dojść. Zszedłem powoli z półki skalnej tą samą drogą, którą na nią dotarłem i pobiegłem przed siebie. Nawet jeżeli nie miałem sił, chciałem jak najszybciej zobaczyć koniec tej piekielnej wędrówki. Jeszcze kilka kroków pod górkę...
Moim oczom ukazała się niewielka polana na której pasło się spokojnie stado jeleni, a za nimi bujny las. Na moje szczęście wiatr wiał w moją stronę, więc zwierzynie trudniej będzie mnie wyczuć. Bez zastanawiania się cicho podszedłem do jeleni. Skradałem się tuż przy ziemi. Jeden z kopytnych zaczął nerwowo się rozglądać.
- Hej, ty!
Zwierzyna uciekła, a ja niemal podskoczyłem z przerażenia, choć właściwie upadłem. Wstałem z ziemi i rozejrzałem się. Po mojej lewej stała wadera o złotawej sierści pokrytej brązowymi plamami, a po prawej brązowa jak drzewo wadera o lśniących niebieskich oczach.
- Co tu robisz? - warknęła brązowa.
Milczałem. Nie wiedziałem co powiedzieć, by nie sprowadzić na siebie większych kłopotów niż mam teraz.
- Halo, słuchasz mnie?!
- Cicho Emily! JA to załatwię - odpowiedziała nieco zarozumiałym tonem druga.
A więc siwa wadera ma na imię Emily... Teraz gdy się im przyjrzałem zauważyłem podobieństwa pomiędzy nimi. Niemal takie same uszy, kształt pyska, wysokość...
- Co jesteś taka pewna, że akurat TOBIE się uda? - Emily spojrzała przenikliwym wzrokiem na, jak mi się wydawało, siostrę.
- Ha ha... Przecież to chyba oczywiste. Ty za grosz nie masz talentu do dyplomacji - zaśmiała się z pogardą.
- Dyplomacji? Ale myślę, że nie jest tu potrzebna dyplo... - chciałem zwrócić im uwagę, ale zignorowały mnie i zaczęły krzyczeć na siebie.
- Ja nie mam niby talentu do dyplomacji?! A mam ci przypomnieć kto przegonił tego natrętnego wilka, który uczepił się nas jak rzep wilczego ogona?
- Racja, ty go przegoniłaś. I przy okazji poharatałaś mu wszystkie kości. Biedak, pewnie teraz jego szkielet leży gdzieś w zapomnianej części lasu.
- Czy ty coś sugerujesz?
- Jak się denerwujesz to stajesz się taka nieznośna i brutal...
- CICHO! - wrzasnąłem na całe gardło.
Wadery od razu ucichły i ze zdziwieniem spojrzały na mnie. Miałem już serdecznie dosyć dwóch wader w kółko wykrzykujących jakieś obelgi.
- Jestem Nikita, samotnie podróżuję, szedłem przez wąwóz, byłem głodny, chciałem upolować jelenia, zapewne to wasze terytorium i oskarżycie mnie o kradzież jedzenia, ZADOWOLONE?!
Emily spojrzała na siostrę pytająco, jakby zastanawiały się co zrobić.

<Amber? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz